SŁYNNE ZDJĘCIE Z OBOZU AUSCHWITZ - BIRKENAU
Na całym świecie 27 stycznia obchodzony jest Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Tego dnia 1945 roku wyzwolony został obóz zagłady Auschwitz – Birkenau. Ikonicznym obrazem tego momentu – a jednocześnie symbolem Holokaustu – jest zdjęcie okazujące grupę dzieci za obozowymi drutami. Wśród nich są trzy dziewczynki pochodzące z Ostrowca Świętokrzyskiego. Kim są jaka jest ich historia ocalenia?
W 1945 roku Armia Czerwona – konkretnie 100 Lwowska Dywizja Piechoty, którą dowodził generał major Fiodor Krasawin – wyzwoliła Auschwitz – Birkenau. Wyzwolonych zostało wówczas niewiele ponad kilkaset osób, których Niemcy po prostu nie zdążyli zabić. Było wśród nich także wiele dzieci. By ukazać światu bezmiar niemieckich zbrodni Rosjanie fotografowali obóz po wyzwoleniu. Wtedy to radziecki Aleksander Woroncow wykonał słynne zdjęcie ukazujące grupę dzieci ubranych w pasiaki i stojących za drutami. Stoją wśród nich trzy ostrowczanki, żydówki: Miriam Friedman (druga od lewej), Pesa Balter (trzecia od lewej) i Ruta Muszkies (widoczna częściowo nad Pesą)
http://blogwbudowie.blogspot.se/2016/11/przemowa-ruth-webber.html . Wówczas straumatyzowane nieludzkimi doświadczeniami i głodne nastoletnie dziewczynki. Dziś są starszymi paniami, z nowymi nazwiskami po mężach(kolejno: Miriam Zieger, Paula Lebovics, Rutch Webber), które nie mogą zapomnieć i nie chcą by inni zapomnieli, czym był Holokaust. Cudem ocalałe dziś są ostatnimi świadkami nieludzkich czasów. Długo po wojnie udzieliły obszernych wywiadów m.in. dla Visual History Archive. Niestety ich rodzinne historie nie były znane w ich rodzinnym mieście
do dziś. Fakt, że wywiady udzielone był w języku angielskim nie jest jedynym powodem. W książkach, artykułach dotyczących wojny systematycznie pomijało się historie Żydów, mimo że byli obywatelami Polski i od pokoleń, sąsiadami naszych przodków i w takiej samej mierze jak oni tworzyli Ostrowiec. Na szczęście się to zmienia, dzięki ludziom którzy bez kompleksów narodowościowych chcą poznać przeszłość. Ich los był bardzo podobny, praktycznie jedyny gwarantujący przeżycie żydowskich dzieci w czasie okupacji. Gdy wojna wybuchła miały po kilka lat i były oczkami w głowie swoich rodziców . Friedmanowie pochodzący z Ostrowca mieszkali w Radomiu gdzie prowadzili kilka sklepów odzieżowych. Duża rodzina Balterów także żyła dostatnie, dzięki zaradności dziadka Kiwie Rosetowi posiadającemu kamienicę czynszową przy Alei 3 Maja. Muszkiesowie prowadzili w Ostrowcu najlepszy zakład fotograficzny „Rembrandt”, w którym chętnie fotografowali się Polacy i dlatego dziś zachowały się wizerunki przedwojennych ostrowczan. Początku wojny praktycznie nie pamiętają, może tyle że rodzice płakali i nie wypuszczali ich z domów. Gdy zamknięto getto, a w nim całą ludność żydowską Ostrowca też nie było źle, cała rodzina była blisko, choć już wtedy zdarzało się że widziały leżące na ulicach ciała zabitych. Najgorsze miało dopiero nadejść …
Dorośli to przeczuwali, domyślali się że dojdzie do tzw. ”wysiedlenia”, co tak naprawdę oznaczało śmierć. Każdy ratował się jak mógł. Rutkę rodzice przezornie chwilę przed likwidacją getta umieścili nielegalnie w obozie pracy w Bodzechowie. Miriam ukrywała się po strychach różnych domów w Ostrowcu. Brat Pesy wykonał bunkier pod kurnikiem, w którym ukryła się całą rodzina. Po latach wspominała:
„gdy wywózka się skończyła i wyszłam z kryjówki, to śnieg leżał na ziemi i pamiętam, ze był cały różowy i czerwony, bo tyle krwi było na nim. Tyle morderstw było. Wszędzie, gdzie spojrzałam, śnieg był cały czerwony. To jest to co pamiętam z tej wywózki. I już nie było mojej babci. I mojej cioci z synem, i jej męża”. Wtedy przestał istnieć żydowski Ostrowiec, zgładzony w Treblince. Ostatecznie wszystkie trzy dziewczynki trafiły do obozu pracy dla Żydów przy ostrowieckiej hucie, o co zadbali członkowie ich rodzin. Paradoksalne ale prawdziwe, a w tym czasie, czyli w 1943 najbezpieczniejszym miejscem dla Żydów były mordercze obozy pracy. Po tzw. aryjskiej stronie możliwość przeżycia równała się praktycznie zeru. Tu tez musiały się ukrywać, gdyż jako nieproduktywne dzieci były nielegalne. W żadnym wypadku nie było to miejsce bezpieczne.
Ruth Webber niezwykle sugestywnie opisuje traumatyczną scenę jakiej była świadkiem.
„Pojmanych uciekinierów z obozu rozstrzelano w wykopanych przez nich samych grobach. Jeden został źle postrzelony. Niemcy kazali pogrzebać go żywcem. Wciąż słyszę te krzyki” – mówi w wywiadzie Webber i wybucha płaczem.
Po likwidacji obozu pracy w Ostrowcu w lipcu 1944 r wszystkie trzy w dużym transporcie trafiły do Auschwitz – Birkenau. Wiec w tej fabryce śmierci przeżyły prawie siedem miesięcy. Paula Lebovics po latach wspomina:
”podczas tego okresu piece pracowały dzień i noc. To znaczy przez cały mój pobyt pracowały dzień i noc, ale w tym okresie w ogóle już nie były wyłączane. Nigdy ich nie wyłączano. . niebo było czerwone. Dzień i noc. Nie było różnicy, czy jest dzień, czy noc. Niebo było całe w płomieniach. To nie było do uwierzenia. Pamiętam patrzenie w górę i wyobrażanie sobie, ze ciała przepływają w powietrzu, w tych czerwonych chmurach. Smród był taki, ze nie można było się od niego uwolnić. Wgryzał się w ciało, w ubrania, nie dało się go pozbyć. Po chwiliprzestawało się go czuć, ale on był bardzo intensywny, prawie można było go dotknąć. Czułeś się tak, jakby ktoś wylał na ciebie klej. Tak, wtedy piece pracowały cały dzień i noc". Nie sposób w tak krótkim artykule przywołać dłuższych fragmentów wspomnień ocalonych, dlatego odsyłam do „bloga w budowie” gdzie w Monika Pastuszko podała linki do wspomnień Miriam, Ruth i Pauli, a część nawet przetłumaczyła.
Po wojnie dziewczynki tułały się po domach dziecka, póki nie odnalazł ich ktoś z rodziny i wróciły do Ostrowca. Z kilkunastu tysięcy Żydów ostrowieckich wojnę przeżyło niespełna 200 osób. Ich miejsce w handlu i rzemiośle zajęli Polacy, niechętnie patrzący na powracających ocalałych. Po zbrojnych napadach, których dokonywały ugrupowania nacjonalistyczne na Żydów ocaleni zrozumieli że to nie jest już ich miasto. Niemal wszyscy wyjechali. Najczęstszym kierunkiem była Kanada. Tam musieli zaczynać się uczyć od nowa. Dziś Miriam, Paula i Ruth są babciami otoczone gromadką wnuków. Wbrew zbrodniczym planom Hitlera i jego wyznawców życie pokonało machinę śmierci.
Autor: Wojciech Mazan - Fakty Ostrowieckie - 1 lutego 2016 r
EGZEKUCJA NA ULICY OKÓLNEJ - 14 STYCZNA 1944 R - "ŻEBYŚ NA ZAWSZE PAMIĘTAŁ".
14 STYCZNIA 1944 ROKU PRZY MURZE PLEBANI KOŚCIOŁA ŚW. MICHAŁA W OSTROWCU NIEMCY ROZSTRZELALI W PUBLICZNEJ EGZEKUCJI DZIEWIĘCIU POLAKÓW. JAK DO TEGO DOSZŁO?
Książki o naszym mieście nie dają na te pytania odpowiedzi. Dlatego sięgnąłem (Wojtek Mazan - autor) powspomnienia świadków.
Stanisław Kasiński, działacz PPP, pseudonim „Dog”, aresztowany został przypadkowo w Opatowie w końcu 1943 roku. Przewieziony do Ostrowca osadzony został w areszcie, który mieścił się w dawnym Banku Pfeffera (obecny komisariat policji przy al. 3 maja). Niemcy nie wiedzieli z kim mają do czynienia, dlatego tajna organizacja podjęła starania o jego uwolnienie. Niestety niefortunne zdarzenia przekreśliło tą możliwość. Tadeusz Religa, ps. „Orlicz” nieżyjący już komendant „Szarych Szeregów” w Ostrowcu Św. a w owym czasie podkomendny Kasińskiego, z żalem wspomina: „
Była nadzieja go uratować. Ale tak się zdarzyło ze jakiś skurw…. rozbroił Niemca koło plebani na targowicy. Targowica była inna niż obecnie, prowizoryczna. Miejscowi się tam zaopatrywali, Niemcy też. Któregoś dnia w styczniu Niemiec na urlopie szedł z karabinem, coś tm chciał kupić bo tanio. [Nieznany osobnik] go rozbroił, zabrał mu karabin. I za niego rozstrzelali dziewięciu, w śród nich Stacha. A wszystko w dobrym kierunku szło, bo myśmy mieli doskonałą wtyczkę w gestapo. Była to Sławiakówna, która utrzymywała z Osmanem bardzo bliskie stosunki . On się w niej kochał. Osman to był gestapowiec. Pierwszy szef gestapo, szczupły, niewielki.” Na marginesie dodać należy że historycy a za nimi wszyscy, podają że egzekucja była odwetem za zabicie Niemca.
Dramatyczne dzieje pary – Uli Sławiakówny, polskiej bohaterki i Osmana, niemieckiego zbrodniarza – nadają się na film sensacyjny. Stanisław Dziaciaszek tak opisuje ich w swoich wspomnieniach:
„Osman był przed wojną pracownikiem PZHL na Okęciu o nazwisku Ostrowski, jednym słowem był przed wojną szpiegiem niemieckim, a po wkroczeniu Niemców do Polski został zastępcą szefa Gestapo w Ostrowcu i zmienił nazwisko na Osman (wg relacji ks. Ciźli i St.
Bareckiego). W 1940 roku poznał osiemnastoletnią wówczas Ulę Sławiakównę, wysiedloną z poznańskiego i zakochał się w niej. Kierownictwo podziemia nakłoniło Ulę aby zgodziła się zostać jego narzeczoną. Ula współpracowała z komendą Obwodu Opatów ZWZ i AK. Przekazywała podziemiu różne tajne przecieki z Gestapo, które Osman w zaufaniu jej opowiadał. Proponował jej też małżeństwo, była nawet u jego rodziny Berlinie, ale ciągle zwlekała tłumacząc mu – nie Osman , ciebie zabiorą na front wschodni, pobierzemy się jak wojna się skończy. Osman od początku 1944 roku, widząc, ze Niemcy przegrywają wojnę często wspominał Uli o ucieczce do partyzantów do lasu i pod koniec roku zaproponował, że już czas się z nimi skontaktować. Ula się zgodziła, ale pod
warunkiem, że najpierw w ścisłej tajemnicy przed jego kolegami pójdą na wstępną rozmowę. Wybrali się w październiku 1944 roku dorożką w stronę Gór Świętokrzyskich, a dalej pieszo polną drogą na spotkanie w jakimś majątku. W połowie drogi rosła w polu duża grusza, pod która się zatrzymali. Ula wyjęła z torebki rewolwer i własnoręcznie zastrzeliła Osmana. I pod tą gruszą go chłopcy zakopali”. Także Religa pamięta Sławiakównę: „Była ładną dziewczyną, średniego wzrostu. Chodziła z pięknym, dużym psem wygięta do przodu, bo ten pies ją ciągnął. Kochanką Osmana była. Po wojnie została odznaczona, gdyż dzięki niej masę ludzi zawdzięcza życie. Bo on jej wszystko powiedział, jak to chłop babie”. Tadeusz Religa, był świadkiem publicznej egzekucji przy ulicy Okólnej 14 stycznia 1944 roku. Przytaczam (autor) niemal całą jego wstrząsającą relację tego zdarzenia:
„Patrzyłem na to rozstrzelanie przez uchylone drzwi, widziałem głowy klęczących. Po dwóch salwach głowy zniknęły. Jak Niemcy odjechali, zrobiło się pusto i cicho. Byłem pierwszy, który do nich podszedł. Na Denkowskiej w okolicymdrukarni stała cała masa ludzi. Obserwowali z daleka. A tu nikogo nie było. Po chwilimzaczynają pojawiać się ludzie, zaczyna się robić tłok. Rodziny, matki łapią za nieboszczyków,mszarpią, jakby chcieli ich obudzić ze snu. Przed chwilą żył a teraz nie?? Widziałem ten płacz, rozpacz, lament. Ludzie się zbierają i coraz bardziej popychają mnie na przód, że prawie pod moimi nogami leży Leśkiewicz. Kawał chłopa. Cały się trzęsie. Został źle postrzelony i jeszcze żył. Nagle słyszę dwa strzały blisko, jakby mi kto w nogi strzelał. Patrzę a obok stoi Osman i jedną ręką uzbrojoną w visa mierzy do Leśkiewicza, a druga rękę trzyma na temblaku. Oddał dwa strzały w głowę. Ten człowiek już się nie ruszał. Pomyślałem sobie, ze dobry uczynek zrobił, że skrócił męki. Uśmiechnął się do mnie i odszedł. Dopiero później się dowiedziałem, że podczas przesłuchania Leśkiewicz wyłamał rękę Osmanowi, więc to nie był dobry uczynek tylko zemsta. Stoję i patrzę, szukam Stacha. Poznałem go po brodzie. Ścisnęło mnie w gardle. Ale co najgorsze: przepychają się dwie małe dziewczynki, jedna miała może siedem druga pięć lat. I ta starsza mówi do tej młodszej: „Popatrz Grażynko, żebyś pamiętała….” Już nie mogłem wytrzymać. Odszedłem. W Ostrowcu nastała żałoba. Egzekucja przy plebani była traumatycznym wydarzeniem dla całej społeczności Ostrowca. Kazimierz Markwart „Max” bez wątpienia był także świadkiem tego wydarzenia. Wykonał on na gorąco rysunek ukazujący w ten sposób naturalistyczny moment egzekucji i rozrzucone ciała rozstrzelanych. Mimo realistycznej formy rysunek zawiera jednoznaczną i kategoryczną metafizyczną wykładnię tego zdarzenia, w której Niemcy utożsamieni są z diabłem, a rozstrzelani z umęczonym Chrystusem. Ów rysunek Markwarta powielony w wielu egzemplarzach stał się narzędziem propagandy antyniemieckiej.
Autor: Wojciech Mazan - Fakty Ostrowieckie
Święto Morza
Na przedwojennych szklanych negatywach które w 2013 roku znalazł autor artykułu (
W.Mazan – Fakty Ostrowieckie) w piwnicy jednego z mieszkańców Klimkiewiczowa, są fotografie przedstawiające mężczyzn w strojach do złudzenia przypominających mundury marynarskie. Zdjęcia są autorstwa Stanisława Górnego i bez wątpienia powstały w Ostrowcu. Widzimy na nich rozbawionych młodych ludzi w owych mundurach w parku, na innych grupę poważnie pozującą na tle kamienicy hutniczej. Skąd marynarze w Ostrowcu ?
Po bliższym oglądzie dostrzeżemy na ramionach mężczyzn kotwicę wpisaną w krąg – symbol Ligi Morskiej i Kolonialnej, potężnej organizacji, która tuż przed II wojną światową liczyła blisko milion członków, dziś jest niemal całkowicie zapomniana. Próżno też szukać informacji na temat ostrowieckiego oddziału ligi, choć jego istnienie potwierdzają fotografie i wspomnienia świadków historii.
Liga Morska i Kolonialna powstała w 1932 roku i stawiała sobie za cel propagowanie zagadnień morskich wśród społeczeństwa II RP. Jej pracami kierował do 1939 roku generał Mariusz Zaruski, prezesem Zarządu Głównego był – do swojej tragicznej śmierci gen. Gustaw „Orlicz” Dreszer. On to przekształcił LMiK w masową organizację społeczną i polityczną, kształtującą opinię publiczną. Zapewnie członkowie ostrowieckiej ligi przyczynili się do nazwania ul. Okólnej imieniem tego ostatniego (we wrześniu 1939 roku Niemcy znieśli tą nazwę).LMiK prowadziła szeroko zakrojoną działalność propagandową, wydając miesięcznik „Morze” i kwartalnik „Sprawy Morskie i Kolonialne”. Działała także na rzecz rozbudowy floty morskiej i rzecznej. W latach 30 XX w. prowadziła zbiórkę pieniędzy na Fundusz Obrony Morskiej, czego rezultatem było m. in. Zbudowanie okrętu podwodnego „Orzeł”. (…)
(…) Z chwilą wybuchu wojny liga przestała istnieć. Jakby nie oceniać kondycji przedwojennej Polski i społeczeństwa, przyznać należy że głównym materialnym sukcesem Ligi był wielki wpływ na budowę portu morskiego w Gdyni; duchowym zaś: powszechne zaszczepienie świadomości morskiej w społeczeństwie. Służyć temu miało Święto Morza, którego uroczyste obchody liga zorganizowała po raz pierwszy w 1932 roku. To święto o charakterze religijno-państwowym, do wybuchu wojny obchodzone ośmiokrotnie, stało się ogólnopolską manifestacją. Dzięki świadkom historii wiemy, że Święto Morza odbywało się także w międzywojennym Ostrowcu i był w nie zaangażowany m.in. wspomniany Stanisław Górny.
„Na dzień 24 czerwca, dzień Święta Morza, Górny zrobił taki okręt na tratwie. Na ten dzień – świętego Jana – spuszczono wodę z Romanowa by podnieść jej stan na Kamiennej. Wieczorem ten statek, na którym ustawione były lampiony, przepływał od poczty do mostu i od mostu do poczty. W tym czasie orkiestra grała na plaży. Uroczystość nie z tej ziemi” – jak wspomina Tadeusz Religa. Przyznać trzeba, że kiedyś mieszkańcy Ostrowca mieli niezwykła wyobraźnię i chęć do organizacji świąt tak, by one żyły i żywych przyciągały, a nie umierały w pustych rytuałach składania kwiatów i nudnych przemówieniach. (…)
Malowidła z ulicy Staszica
W dolnej części miasta, na rogu ulicy Staszica i Klimkiewiczowskiej stoi niepozorny budynek o numerze 7, który skrywa prawdziwy skarb z dawnych czasów. Nie przeczytamy o nim w żadnej z publikacji o Ostrowcu, których i tak nie ma za wiele.
(Na ów skarb natknął się autor tego artykułu (W. Mazan) jak i ja zresztą dawno temu. Dowiedziałem się o nim od ojca który lata przepracował w zakładach Ostrowieckich – i od razu złapałem za aparat żeby to utrwalić). Po wejściu do klatki piękna posadzka z motywem stylizowanego kwiatu zdradzała, ze budynek nie jest jednym ze zwykłych familioków. Ale dopiero jak się spojrzy w górę na toporne lamperie i tradycyjne pomarańczowe ściany klatki schodowej, dozna się estetycznego szoku. Cały sufit wypełnia malowidło doskonałej jakości. W malowanych dekoracyjnych ramach imitujących dekorację architektoniczną znajdują się trzy obrazy. Najmocniej uderza środkowy obraz błękitnego, pogodnego nieba, po którym fruwają jaskółki. Ulec można wizji że to nie obraz tylko otwór w suficie, przez który do środka dostają się gałązki ozdobnego krzewu. Iluzja ta nie jest dziełem wypadku, ale zamierzonym trikiem malarza, który roślinom domalował cienie. Do tego barwnego obrazu przylegają z dwóch stron dwa inne utrzymane w monochromatycznych tonacjach. W prostokątnych polach wypełnionych ornamętem zwanym groteską znajdują się realistyczne portrety. Jednego rozpoznajemy od razu jako Adama Mickiewicza. Malowidło na suficie owej klatki schodowej jest jedynym znanym tego typu przykładem sztuki mieszczańskiej w Ostrowcu. Nieznany jest artysta, który je namalował ani dokładna data powstania. Przypuszczać należy, ze nie był to malarz miejscowy, a dekoracja powstała chwilę po wybudowaniu budynku czyli początku XX wieku. Zachowana dekoracja zewnętrzna szczytu budynku przypomina ozdoby tzw. hotelu fabrycznego, wybudowanego w 1905 r . po zachowanych dekoracjach wnioskować należy, że w budynku nie mieszkali zwykli robotnicy, ale kadra inżynierska. Koniec XIX i XX wieku to okres dynamicznego rozwoju huty i co za tym idzie, pod ostrowieckiej osady fabrycznej zwanej Klimkiewiczowem. Ten pomyślny dla huty i Ostrowca czas był wynikiem kilku ważnych wydarzeń, które miały miejsce w 1885 roku. Przede wszystkim ówczesny właściciel huty Władysław Karol Laski, polski bankier i działacz społeczny żydowskiego pochodzenia, stworzył spółkę akcyjną. Ta nowoczesna wówczas organizacja przedsiębiorstwa zapewniała niezbędne środki finansowe, co ułatwiło tworzenie wielkich przedsiębiorstw. Drugim ważnym wydarzeniem było uruchomienie w styczniu tego roku „drogi żelaznej”, która praktycznie dawała połączenie naszego miasta z całym Cesarstwem Rosyjskim. Właściciel Laski i wcześniejszy właściciel Klimkiewiczowa Antoni Edward Fraenkel zamierzali wybudować tu dla siebie reprezentacyjny pałac. Wzorem wówczas panującej mody pałac miał stanąć w sąsiedztwie zakładu przemysłowego. Powstał projekt uznanego architekta Leandro Marconiego i wyrównano teren pod jego budowę, ale z nieznanych nam przyczyn pałac nie powstał. Dziś w tym miejscu jest park fabryczny i jeśli się dobrze rozejrzymy, uda nam się dostrzec wzniesienie, na którym miał stanąć pałac przemysłowców. Pałac powstał w późniejszym czasie i w innej lokalizacji. Projekt architektoniczny przejął zięć Laskiego hr. Zygmunt Wielkopolski i zrealizował go w Częstocicach.
Autor: Wojciech Mazan - Fakty Ostrowieckie
Aleja 3 Maja - wspomnień czar
W latach przedwojennych ulica została zaprojektowana jako szeroka aleja łącząca Stary Ostrowiec z przemysłową dzielnicą Klimkiewiczów, gdzie znajdowała się huta. Z okazałymi budynkami była symbolem miasta już w okresie międzywojennym. W 1927 roku wybudowano obiekt Poczty Polskiej. Po przeciwnej stronie był Bank Pfeffera. Dalej był budynek domu handlowego, w którym na piętrze miały funkcjonować kino i teatr. Od strony Klimkiewiczowi wybudowano Dom Handlowy Lipy, a na niektórych działkach postawiono jedno i dwupiętrowe kamieniczki, najczęściej ze sklepami, restauracjami i kawiarniami na piętrze. Architekt zakładał, że będzie to reprezentacyjna arteria komunikacyjna miasta, z szeroką jak na ówczesne czasy jezdnią i wygodnymi ciągami pieszymi.
Ta wizja spełniła się. Powstała piękna ulica, oczywiście jak na warunki średniej wielkości, robotniczego miasta.
„Aleja Ostrowiecka” jak ją nazywano, przez dziesiątki lat była miejscem, w którym skupiało się życie towarzyskie i kulturalne miasta. Tu były urzędy, kawiarnie i restauracje, a później dom kultury z kinem. Wzdłuż ulicy od strony rzeki posadzono kasztany, które w latach powojennych były jej prawdziwą ozdoba. Aleja, co ciekawe, przez te blisko 100 lat, była nie tylko główną arterią miasta, ale również promenadą spacerową z obiektami kulturalnymi i kawiarniami.
Przez dziesięciolecia aleja była główną ulicą miasta z reprezentacyjnymi budynkami. Także kamieniczki przy alei, były ciekawie zaprojektowane z ozdobnymi fasadami i stanowiły o miejskim charakterze Ostrowca. Przed wojną, z cegiełek zakupionych, głównie przez hutników, został wybudowany gmach Domu Kultury z elegancką, jak na tamte czasy salą teatralno-kinową. Aleją szli do pracy i wracali po zakończonej zmianie hutnicy, a w niedzielę spotykali się tam młodzi, bowiem znajdowały się tam kino, sala koncertowa, kawiarnie i restauracje. Od rana do wieczora w dni powszednie i w niedzielę, tętniło tam życie. Po transformacji aleja 3 Maja stała się zaniedbaną szarą ulicą.
Obecny ład przestrzenny Ostrowca stworzył przedwojenny architekt Roman Feliński. Był on autorem pierwszego planu zagospodarowania przestrzennego miasta. Feliński podobnie jak Józef Reński i inni urbaniści widzieli po jednej stronie Kamiennej przemysłową część miasta, zadymioną i hałaśliwą, z kolei obiekty użyteczności publicznej, sklepy, banki, restauracje w starej części miasta, zaś sypialnię hutniczego miasta projektowali w otaczających miasto terenach leśnych z dala od przemysłu. Tak powstała Kolonia Robotnicza i osiedla przy ulicy Sienkiewicza.
Szczególne znaczenie w tej nowej wizji miasta miała mieć ulica łącząca te dwa podstawowe fragmenty miasta, czyli aleja 3 Maja. Nad nią znajdowała się dominanta architektoniczna Ostrowca, kolegiata Św. Michała, zaprojektowana w stylu późno gotyckim. Z kościelnego wzgórza widać było panoramę tętniącej życiem ulicy, rzeki, linii kolejowej i Zakładów Ostrowieckich. Sygnałem budzącym codziennie miasto do życia, była hutnicza syrena. Po niej , na alei robił się ruch. Do pracy w starym zakładzie podążały setki, a latem tysiące osób. O godzinie 14 trudno było przejść ulicą w kierunku Kamiennej, bowiem co kilkanaście minut całą szerokością chodnika wracali hutnicy z rannej zmiany. Przez dziesiątki lat najważniejsze zdarzenia w życiu miasta, zarówno kościelne, jak i świeckie, związane były z aleją. Drzwi ZDK były szturmowane przed koncertami najlepszych rokowych zespołów. Długie kolejki ustawiały się do kinowej kasy na słynne filmy. Najstarsi mieszkańcy opowiadali, że w latach przedwojennych po południowym nabożeństwie w kościele, setki osób kierowało się w stronę alei. Ludzie spacerowali, wstępowali do ciastkarni i kawiarni, lodziarni, jadłodajni i restauracji. Jeśli dwudziesto- czy trzydziestoletni czytelnik zapyta ojca czy dziadka, rodowitego ostrowczanina, gdzie umawiał się z dziewczyną, czy spotykał się z rówieśnikami, to usłyszy że na alei. Tam zawsze w soboty i w niedzielę przychodziła młodzież. W Domu Kultury odbywały się spotkania przy mikrofonie, w czasie których wszyscy mogli spróbować sił na scenie. Na słynnym strychu, czyli w Sali na trzecim piętrze w soboty organizowano zabawy. Chodziło się tez na dansingi do kawiarni „Kryształowa” w sąsiedztwie słynnej huśtanej ławy. (..)
Ludwik WACHOLDER - zapomniane strony historii Ostrowca
Kilkanaście dni temu mineła kolejna rocznica posadzenia w 1917 roku kasztanów, które do dziś zdobią aleję 3 Maja w Ostrowcu Świętokrzyskim, a od 2012 roku są pomnikiem przyrody.Nie każdy wie, że jedną z osób, które je sadziły, były Ludwik Wacholder, zamordowany w czasie niemieckiej okupacji. Jego historię opisuje na swoim blogu Monika Pastuszko.
Nieznani bohaterowie- Dopiero kiedy napisałam o kasztanach zasadzonych w Alei 3 Maja przez żydowskiego radnego, dentystę Ludwika Wacholdera, dowiedziałam się, jak zginął -
pisze Monika Pastuszko, zajmująca się badaniem żydowskiej historii Ostrowca.- Jego śmierć czyni z niego potencjalnego bohatera, a okoliczności są bardzo podobne do śmierci trzydziestu powieszonych (których upamiętniają pomnik i coroczne obchody na Rynku).
Wylicza że, po pierwsze, Wacholder zginął tragicznie. Po drugie, zginął dlatego, że był osobą aktywną społecznie. Działaczem społecznym. Po trzecie, Niemcy zabili tego dnia więcej ludzi takich jak on. 36 osób zabitych na ulicach, 72 osoby wywiezione do Auschwitz. To była akcja eliminowania tych, którzy mogliby organizować w getcie ruch oporu wobec okupanta. Po czwarte, Wacholder – wraz z innymi 35 osobami – zapewne został zastrzelony na ulicy, a zatem na ludzkich oczach. Leżał na ulicy, dopóki Niemcy nie zgodzili się na uprzątnięcie ciał. Jego śmierć była widoczna, widowiskowa i przez to bolesna dla społeczności – tak jak powieszenie trzydziestu.
Po co pamiętać?No dobrze, ale po co nam kolejna osoba do pamiętania, kolejny pomnik, kolejne obchody ku czci tragicznie zmarłych?
Ktoś, kto robił rzeczy ważne dla swojej społeczności - a taką osobą był Wacholder - jest warty pamiętania niezależnie od tego, jak zmarł. Niezależnie, bo śmierć to akurat rzecz, na którą nie miał wpływu.
Również obchody ku czci tragiczne zmarłych są nam potrzebne. Nie umiemy się obejść bez nadawania sensu śmierciom bezsensownym. Potrzebujemy tego. Tak się działo ostatnio w przypadku katastrofy smoleńskiej, gdzie ofiary wypadku zostały od razu nazwane męczennikami; tak się dzieje też w przypadku Żydów – wiele razy we wspomnieniach natrafiłam na zdanie „the Jews' blood was not spilled in vein”, te śmierci miały sens. Z racjonalnego punktu widzenia to nieprawda. Tragiczna śmierć zawsze jest bezsensowna. Ale rozumiem tę kulturową potrzebę nadania sensu śmierci.
To jest szczególnie potrzebne, jeśli ktoś, tak jak trzydziestu powieszonych albo tak jak Wacholder, został przed śmiercią poniżony, jego ciało zaś nie zostało poddane od razu pośmiertnym rytuałom. Obmycie ciała, uroczysty pogrzeb i pamiętanie to jest rodzaj przywracania człowieczeństwa temu, który już nie jest osobą. Ale kiedyś był i jako osoba był dla nas ważny.
Kim był?Ludwik Wacholder (1881-1942). Ostrowiecki bezpartyjny działacz, z zawodu dentysta. W 1917 r. zasiadał w radzie miasta i zasadził kasztany wzdłuż Alei 3 Maja (dziś pomnik przyrody). W latach międzywojennych był członkiem kilku komisji, w tym edukacyjnej i sanitarnej; był też szefem jednej z żydowskich instytucji charytatywnych. Zginął podczas tragicznych wydarzeń na ulicach Ostrowca 28 kwietnia 1942 roku, zabity przez SS-mana. Miejsce pochówku nieznane.
Dziesięć tragicznych dniPoczątkiem tragicznych wydarzeń był 18 kwietnia 1942 r. Od tego momentu nie było dnia bez dręczenia albo zabijania Żydów. 28 kwietnia w nocy Niemcy przeprowadzili pierwszą „akcję”, podczas której mordowali i zsyłali do Auschwitz. Specjalne SS-Straffkommando przybyło do miasta i, z pomocą lokalnego SS z Peterem Brunem na czele, zaczęli napadać na żydowskie domy, dokonywać selekcji mieszkańców i zabijać albo aresztować. Mieszkańców Stodolnej mordowali na Iłżeckiej, tych z Iłżeckiej – na Sienkiewicza, a tych z Sienkiewicza zabijali na Rynku. I tak Ostrowiec spłynął żydowską krwią. Ciała ofiar leżały na ulicach godzinami, aż nadeszło polecenie, by ciała posprzątać.
Podczas tej „akcji” zginęło 36 Żydów, a 72 wywieziono do Auschwitz. SS-mani twierdzili, że była to antykomunistyczna akcja – że zamordowani byli komunistami. To uzasadnienie było niemal tak przerażające jak same morderstwa, bo przecież wśród ofiar był Shaul Matmacher, bogobojny człowiek i erudyta, który dniami i nocami czytał Pismo Święte. Jego długa patriarchalna broda była zresztą niezbitym dowodem na to, że od nastrojów komunistycznych był jak najdalszy. Niemcy zabili też prawnika Seidla, człowieka o antykomunistycznych poglądach [i pracownika Judenratu - przyp. autorki]. Wśród zabitych był także Wacholder, dentysta, którego syjonistyczne sympatie były dobrze znane. Warto też wspomnieć, że kilka tygodni przed śmiercią Wacholder wstawił złoty ząb Peterowi, za co SS-man obiecywał mu dozgonną wdzięczność... I cóż – to właśnie Peter zastrzelił Wacholdera.
Zabici zostali także: 60-letni Icek Kudłowicz, stara 50-letnia żona Yechiela Zukerfeina, Alter Grynberg, Chaim Stamm [według innego źródła: Chaim Sztajn – przyp. autorki], Yehoshua Minzberg [podobnie jak Wacholder, działał w organizacji charytatywnej – w 1921 był sekretarzem – przyp. autorki], Szlama Kacenelenbogen i inni, których nazwiska pogrążyły się już w niepamięci. Wśród wywiezionych tego dnia byli także „komuniści” tacy jak Alter Perus – młody człowiek, który nosił długie, przykuwające uwagę pejsy...
„Panikę, którą wywołał ten dzień, trudno opisać. Strach padł na miasteczko. (...) Ślady krwi było widać jeszcze długo na ostrowieckich ulicach..”. – czytamy we wspomnieniach.
Monika Pastuszko
Rzeźba z ulicy Kilińskiego
Przy ulicy Kilińskiego, na wysokości ulicy Cegielnianej stoi kolejna ostrowiecka rzeźba. Na betonowym postumencie znajduje się sylwetka muskularnego mężczyzny przedstawionego od pasa w górę. Rzeźba stoi w tym miejscu od blisko 30 lat, mimo że jej otoczenie zmieniło się diametralnie. Kiedyś była tu brama jednego z większych zakładów przemysłowych Ostrowca, tzw OZMO (Ostrowieckie Zakłady Materiałów Ogniotrwałych).Dziś na pustym placu z przetrzebioną roślinnością i dzikim parkingiem na tle opuszczonego biurowca stoi samotna rzeźba. (…)
(…) Rzeźba powstała w 1976 r, a jej autorem jest Józef Opala, wówczas jeszcze student warszawskiej ASP. Opala pochodzi z podopatowskiej wsi Męczennice, przez wiele lat związany był z ostrowieckim środowiskiem artystycznym, obecnie żyje i tworzy w Koprzywnicy. Ostrowiecka rzeźba Opali była częścią jego pracy dyplomowej, której tematem był tors człowieka. (…)
16.05.2016 r - odwiedzilem Ostrowiec. przejechałem ulicą Kilińskiego i ...... rzeźby nie ma...
Wojtek Mazan
„Będzie w Ostrowcu pogrom, jeśli nic nie zrobimy!” 1946 rok i ewakuacja Żydów
(...) A co gdyby się okazało, że wśród Polaków też byli winni ostatecznego „zniknięcia” Żydów z Ostrowca? Nie, nie mówię teraz o Holocauście; mówię o tym, co się wydarzyło później, tuż po wojnie. O wyjeździe ocalałych.
Tuż po wojnie, a nawet wcześniej, już po wyzwoleniu obozów, Żydzi ostrowieccy zaczęli wracać do swoich domów. Wiosną 1945 roku mieszkało ich tutaj blisko dwustu; wracali do normalnego życia i swoich zawodów.
O swoim powrocie do Ostrowca opowiada Berel Blum, syn powroźnika, czyli rzemieślnika robiącego liny:
- Przyjechaliśmy do Ostrowca. Szliśmy z dworca kolejowego. To nie było daleko, pół godziny drogi. Przyszliśmy i znalazłem kuzynów. Przeżyło ok 10 osób z rodziny. Byli tam już, gdy przyjechałem. Opowiedzieliśmy sobie krótko, co przeżyliśmy, fragmenty przeżyć. I zaczęło się normalne życie. Ale nawet w Ostrowcu byliśmy głodni. Pamiętam śniadanie, jak jadłem na śniadanie trzy do pięciu kajzerek. Byliśmy w budynku mojego dziadka. Zdołaliśmy dostać w nim mieszkanie. Czekały tu na mnie maszyny. Chciałem odejść, bo nie było nikogo z bliskiej rodziny. Ale kuzyni powiedzieli: gdzie chcesz iść? Zostań. Jak będziemy szli, to pójdziemy razem. Więc zająłem się handlem, który już znałem. Chodziłem na rynek, sprzedawałem. Przez pierwsze dni to oni mnie karmili, ale potem ja ich, bo byłem jedyny, który przynosił do domu pieniądze. Jeździłem do sztetli Sandomierza, Opatowa na bazary, sprzedawałem liny i dzięki temu mogłem ich wspierać. Ogólnie życie w Ostrowcu po wojnie nie było złe. Dało się przeżyć. Zostawiali nas w spokoju. Ale AK, podziemna organizacja, oni zabijali ludzi, Żydów w czasie wojny i zrobili to po wojnie. Zabili sześć osób w domu, Żydów. My prowadziliśmy normalne życie, a tutaj się okazało, że zabijają. .......(...)
Zakłady Ostrowieckie na rzecz obronności kraju
(...) W zakładach Ostrowieckich produkowano do wybuchu II wojny światowej nowoczesny sprzęt wojskowy, m.in. elementy podwozia doskonałych armat przeciwpancernych typu Bofors oraz pancerze i kopuły pancerne do polskich bunkrów i schronów bojowych, w tym umocnień w Baranowicach na Kresach oraz odcinku umocnionym Jastarnia - Hel, gdzie zresztą ostrowieckie kopuły nigdy dotrzeć nie zdążyły. Niewiele ich dotrwało do naszych czasów, ale siedem lat temu, jesienią 2007 roku odkopano na terenie Starego Zakładu aż dwie 18-sto tonowe kopuły pancerne z sygnaturami Zakładów Ostrowieckich i rokiem produkcji 1939. Wskutek niewiedzy znalazców jedna z nich została pocięta i oddana na złom, zaś druga znalazła się w posiadaniu osoby prywatnej. (z pewnych źródeł wiemy że tą osobą jest Pan Marek Jagliński, właściciel hotelu i restauracji "Pod Parowozem"). (...)
na zdjeciu identyczna kopuła jak ta produkowana w zakładach ostrowieckich (foto - wikipedia).
SKOT (Średni Kołowy Opancerzony Transporter) - częściowo produkowany w Ostrowcu Św.
Pojazd został opracowany w Czechosłowacji pod koniec lat 50. XX w. (...)
(...) Produkcja seryjna transportera rozpoczęta została w FSC w Lublinie 12 października 1963 roku.(...)
(...) Polski zakład pełnił rolę montowni.
W Polsce produkowano pancerne kadłuby i wieże (Huta w Ostrowcu Świętokrzyskim i Huta Częstochowa), elementy układu zawieszenia (Huta Stalowa Wola) i uzbrojenie pokładowe (Zakłady Mechaniczne w Tarnowie). Produkcję zakończono 22 lipca 1971 roku. Łącznie wyprodukowano 4,5 tys. egzemplarzy, z czego 2,5 tys. dla Wojska Polskiego i 2 tys. dla armii czechosłowackiej. (...)
Wielu chce upamiętnienia - spór o pomnik Żydów Ostrowieckich.
Wiele zamieszania związanego z budową w Ostrowcu pomnika żydów ostrowieckich pojawiło się w ostatnim okresie w naszym miescie. Ma ta budowa wielu zwolenników (21%) jak i przeciwników (75%). A skąd pomysł z budową pomnika? Może ten opis pomoże komuś to zrozumieć:
(...) Pod koniec XIX w Żydzi stanowili 80 procent mieszkanców miasta, przed wojną zaś aż 36 procent. Większość zgineła w latach 1939-1945. Jedną z najszerzej opisywanych akcji jest ta z kwietnia 1942 roku. Według "Księgi pamięci Żydów ostrowieckich" w nocy 28 kwietnia Niemcy przeprowadzili pierwszą "akcję" podczas której mordowali i zsyłali do Auschwitz. Specjalne SS-Straffkommando przybyło do miasta i z pomocą lokalnego SS z Peterem Brunem na czele, zaczeli napadać na żydowskie domy, dokonywać selekcji mieszkańców i zabijać albo aresztować. Mieszkańców Stodolnej mordowali na Iłżeckiej, tych z Iłżeckiej - na Sienkiewicza, a tych z Sienkiewicza zabijali na Rynku. Ciała ofiar leżały na ulicach godzinami, aż nadeszło polecenie, by ciała "posprzątać". Podczas tej akcji zgineło 36 Żydów, a 72 wywieziono do Auschwitz. (...)
autor: Anna Śledzińska - Echo Ostrowieckie 31 lipca - 1 sierpnia 2014 r.
na foto - sprzątanie ciał osób narodowości żydowskiej zabitych w Ostrowcu 28 kwietnia 1942 r.
Ośrodek Wczasowy HUTNIK w Jastrzębiej Górze
Kto z mieszkańców Ostrowca nie pamięta ośrodka wczasowego "HUTNIK" wybudowanego z inicjatywy władz Huty im. M.Nowotki w latach 70 - tych ubiegłego wieku w Jastrzębiej Górze. To tam w nadmorskim klimacie wczasy spędzały hutnicze rodziny. W ośrodku był nawet basen, co na ówczesne czasy było ogromną rzadkością i gwarantowało komfort wypoczynku. Na początku lat 90 - tych ubiegłego wieku ośrodek przeszedł w prywatne ręce i trzeba przyznać, ze na tle innych budowli z czasów późnego socjalizmu do tej pory prezentuje się okazale i nadal cieszy się powodzeniem wśród mieszkańców Ostrowca.
http://hutnik.obitur.pl/
Młyn z ulicy Żabiej
Wielu z nas pewnie mija ten opuszczony, wystawiony od niedawna na sprzedaz niszczejący budynek przy ulicy Żabiej zastanawiając sięco to za ruina. Otóż jest to liczacy ponad 60 lat młyn zbożowy.
(...) Młyn, kolejny murowany symbol Ostrowca. Najstarsi mieszkańcy ostrowca pamiętają czasy kiedy to młyn przy ulicy Żabiej tętnił życiem, a plac wokół młyna zastawiony był furmankami wypełnionymi zbożem i mąką.
- Ten młyn został wybudowany zaraz po wojnie i bardzo dobrze prosperował - mówi Andrzej Jaworski, mieszkaniec ulicy Żabiej. Przed wojną stał tu młyn drewniany.Jego właścicielami byli bracia Eugeniusz i Leopold Łuczyńscy. W latach 50 ubiegłego wieku władza ludowa uznała, że młyn nie może znajdowac się w rękach prywatnych i budynek został upaństwowiony. Jeden z braci został w nim kierownikiem. Był kierownikiem we młynie, którego był wcześniej właścicielem. Kilka lat pózniej została zaprzestana w nim produkcja, a budynek z roku na rok popadał w ruinę.(...)
Niestety budynek nie jest wpisany do rejestru zabytków wiec nowy właściciel który go kupi bedzie mógł zrobić z nim co bedzie chciał.....nawet wyburzyć....
Wiadomości świetokrzyskie, str. 4, 16 czerwca 2014 r.
Browar Stanisława Saskiego - historia
Browar Stanisława Saskiego powstał w 1908 roku. Od roku 1910 do 1926 browar działał pod szyldem "Browar Saski". W latach 1926 - 1929 następuje zmiana szyldu browaru na "Browar Saski i Spółka". Lata 1926 - 1929 przyniosły rozwój browaru, jego modernizację, wprowadzenie urządzeń parowych oraz uruchomienie własnej słodowni. W 1934 roku zmieniono nazwę browaru na "St. Saski i J. Saski, Browar Parowy i Słodownia". W 1936 roku właścicielami byli: Stanisław Saski, Juliusz Saski i Maria Cybulska. Zakładem kierował Stanisław Saski. Zatrudniano wówczas 25 robotników, 2 osoby personelu technicznego i 4 urzędników. Roczna zdolność produkcyjna wynosiła 50.000 hektolitrów piwa i innych napojów (samego piwa produkowano rocznie w okresie międzywojennym od 3.000 do 8.000 hektolitrów) oraz 550 ton przemielonej mąki. Browar w niezmienionym stanie przetrwał okupację, pracując w tym czasie na potrzeby okupanta. Po wyzwoleniu, w roku 1945, browar na okres jednego roku zarządzany był jeszcze przez braci Saskich. W roku 1946 po decyzji KRN odnośnie nacjonalizacji przemysłu nastąpiły starania części załogi o objęcie nią browaru. W 1947 roku w tej sprawie do sądu o przywrócenie własności wystąpili spadkobiercy ostatniego właściciela (browa r jako zatrudniający poniżej 50 osób na jedną zmianę nie powinien podlegać nacjonalizacji), jednak nacjonalizacja nastąpiła. W latach 1946 - 1951 browarem zarządzał CZPPF, oddział w Łodzi, a nazwę przekształcono na "Browar Ostrowiec". Od 1951 do 1957 roku browar działał pod nazwą "Ostrowieckie Zakłady Spożywcze Przemysłu Terenowego", a od 1957 do 1970 roku "Kieleckie Zakłady Piwowarskie - Browar Ostrowiec Świętokrzyski". W roku 1970 nastąpiła ostateczna likwidacja browaru. Później mieściły się tu magazyny Herbapolu. W latach 80-tych prowadzono adaptację budynków na Miejskie Centrum Kultury, które istnieje tam do dzisiaj.
Browar Saskiego - spór
(…) Ostrowiec długo znany był w rejonie z produkcji piwa. Nie bez powodu mamy ulice Piwna i Browarna. Browar istniał w Ostrowcu już na początku XIX w. Położony onbył na krańcu miasta obok zachodniej skarpy kirkutu przy ulicy, która od powojnia zwała się Browarną (obecnie Mickiewicza). Był tam murowany budynek piętrowy, w którym na dole mieściła się słodownia, suszarnia, duży kocioł na piwo i magazyny. Stanowił on własność Dziedzica Jerzego Dobrzańskiego, który dbał o to, aby karczmy istniejące we wszystkich osadach jego klucza ziemskiego zaopatrywane były tylko w piwo z browaruostrowieckiego. Potem zaniechano nim produkcji na rzecz browaru w Częstocicach, zaś we wspomnianym pobrowarowym budynku zamierzano ulokować szpital powiatowy, na co nie wyraziły zgody władze sanitarne. Liczne wzmianki w dokumentach archiwalnych przemawiają za tym, że w Ostrowcu (a także w Denkowie) kontynuowano produkcję piwa, ale na niewielką skalę i sposobem pokątnym.
MAŁE CIEMNE PRZEDWOJENNE
Nowy browar zbudował w Ostrowcu w 1908 r. właściciel nieruchomośc i ziemskichb Stanisław Saski. Obiekt rozwijał bsię stopniowo produkując piwo jasne i ciemne na potrzeby miejscowe i na export. Niemal od początku posiadał on bocznicę kolejową. Właściciel sprzedając część swoich gruntów kapitał inwestował w rozwój przedsiębiorstwa. Powstawały coraz to nowe przybudówki, w których produkowano napoje chłodzące. W jednym z nich urządzono nadto młyn zbożowy.
Stanisław Saski z pobudek patriotycznych działał w latach 1915-18 w samorządzie miejskim, ale później nie angażował się zbytnio w życiu publicznym troszcząc się jedynie o swój zakład. Browarostrowiecki, choć miał konkurentów w wielu miastach, to jednak utrzymał się przez całe dwudziestolecie. Produkował również w czasie wojny, kiedy to tragiczny los spotkał jego właściciela. Został on aresztowany przez Niemców i osadzony w więzieniu, a następnie powieszony na rynku w dniu 30.IX.1942 wraz z grupą innych mieszkańców Ostrowca.Zakład prowadził nadal jego brat Julian Saski. Po wyzwoleniu jako jeden z pierwszych wznowił produkcję już w lutym 1945r zatrudniając 100 pracowników. Browar wytwarzał wówczas 1,5 tysiąca hektolitrów piwa miesięcznie. Działał on pod firmą „Browar parowy, słodownia i młyn S.Saskiego, J.Saskiego i Spółki”. W styczniu 1946 r Krajowa Rada Narodowa uchwaliła ustawę o nacjonalizacji przedsiębiorstw przemysłowych. Na własność państwa przechodziły bez odszkodowań zakłady zatrudniające na jednej zmianie ponad 50 pracowników. Upaństwowieniu podlegały również zakłady przemysłu spożywczego takie jak browary i młyny. Spotkało się to z poparciem załóg pracowniczych i samorządów lokalnych. W chwili nacjonalizacji browar ostrowiecki zatrudniał 118 pracowników przy jednozmianowej produkcji. (…).
(…) Wówczas rozpoczął się pierwszy spór o browar ostrowiecki. Spadkobiercy zamordowanego przez Niemców Stanisława Saskiego z jego bratem Julianem na czele zaskarżyli decyzję o nacjonalizacji zakładu na drodze sądowe,. Argumentowali oni, że zakład działał wprawdzie pod jednym kierownictwem ale dzielił się na trzy samodzielne jednostki, a mianowicie na browar, fabrykę lemoniady i młyn.Dane urzędowe stwierdzały, że młyn zatrudniał jedynie 16 pracowników,
jeszcze mniej było przy produkcji lemoniady. Proces toczył się przed sądem w Warszawie. (…)
(…) W międzyczasie zawiązała się spółdzielnia pracy pod nazwą „Wytrzymałość”, której celem było przejęcie browaru, młyna i fabryki lemoniady, a następnie przekazanie ich na rzecz PSS SPOŁEM. Z zamiarów jednak zrezygnowano.(…)
(…) Proces sądowy toczył się kilka miesięcy. Zakończył się werdyktem niekorzystnym dla spadkobierców. (…)
Marian Banaszek (przepisane z jakiegoś wycinka z 1993 r z gazety Ostrowieckiej.)
GETTO Ostrowieckie
W kwietniu 1941 r. naziści utworzyli w Ostrowcu Świetokrzyskim getto, zlokalizowane pomiędzy ulicami Młynarską, Pierackiego i Denkowską. Jego teren był ogrodzony i pilnowany przez posterunki niemieckie. W 1942 r. w wyniku przesiedleń z innych miejscowości, między innymi z Sandomierza, w getcie przebywało około 15-16 tysięcy osóbpochodzenia żydowskiego. W dniach 11-12 października 1942 r. tzw. duże getto zostało zlikwidowane. Około 11 tysięcy osób Niemcy wywieźli do obozu zagłady w Treblince, około 2 tysiące osób zabili na miejscu, a resztę pozostawiono w Ostrowcu Świętokrzyskim. Na terenie dotychczasowego getta - pomiędzy ulicami Sienkiewicza, Polną i Iłżecką oraz cmentarzem żydowskim - Niemcy założyli obóz pracy. W dniu 16 stycznia 1943 r. około tysiąca osób deportowano do obozu pracy w Sandomierzu, a około 150 – do obozu pracy w Bliżynie. Niemcy rozstrzelali wtedy także pewną liczbę ludności żydowskiej. W kwietniu 1943 r. getto zostało całkowicie zlikwidowane, a około 2 tysiące Żydów osadzono w utworzonym obozie zakładowym przy hucie w Ostrowcu. Do obozu przybywały nowe transporty Żydów, w tym między innymi ze Związku Radzieckiego i Austrii. W sierpniu 1944 r. obóz zlikwidowano i pozostałych w nim ok. 600 osób wysłano do obozu zagłady w Oświęcimiu.
http://www.sztetl.org.pl